Historia


Każde wydarzenie ma swoją historię, każda historia - bohatera, a każdy bohater ma pomysł, który rodząc się w jego głowie, staje się początkiem owej historii.

Zwykle historię spisuje się post factum, z perspektywy czasu. Mnie przyszło napisać historię czegoś co dopiero się wydarzy: o tym jak to młody chłopak z biednej radomskiej rodziny, resztkami sił kończący studia w Kielcach, organizuje zjazd dla swoich rówieśników-rodaków mieszkających w różnych krajach Europy. Nie bacząc na niepewność jutra, już dzisiaj duma ów młodzieniec, jak by tu przysłużyć się ojczyźnie (jak na bohatera przystało). Ale po kolei...


Zanim powstała myśl...

..był koniec lipca 2004 roku.

Dokładnie 30 lipca. W ciepłe słoneczne przedpołudnie, wyszedłem na spacer z moim czteroletnim bratankiem, Dominikiem. Poszliśmy do starego ogrodu skrytego za szarą bryłą mojego bloku. Na jego obrzeżach, powstała, mała piaskownica w której często bawiły się dzieci z mojej klatki. Siedząc w cieniu rachitycznej wierzby, patrzyłem na Dominika, który bezskutecznie usiłował dobudować kolejną basztę do swojego zamku. Niestety sypki piasek rozsypywał się i żadne zabiegi murarskie nie były w stanie nic zmienić. Powoli zaczęło ogarniać mnie znużenie. Upał dawał się coraz silniej we znaki. Nagle przyszło mi do głowy, że oto właśnie mija kolejny, z szeregu dni, na podobieństwo piasku przesypujących mi się przez palce. W końcu inż. Dominik, obrzuciwszy krytycznym wzrokiem swoje dzieło, wzruszył ramionami i wyraził natychmiastową chęć udania się na obiad. W domu, oprócz obiadu czekała wiadomość, która nagle opromieniła sensem ten upalny 30 lipca . W ciągu 3 godzin znalazłem się w Warszawie, by włączyć się w pracę przy V Zjeździe Polskich Rodzin Katolickich ze Wschodu i pomóc członkom Oddziału Warszawskiego Wspólnoty Polskiej: księdzu Eugeniuszowi Klimińskiemu i panu Januszowi Korzeniowskiemu.

Uczestnictwo w tym zjeździe dało mi możliwość poznania życia Polonii na Wschodzie. Pojawił się jednak we mnie niedosyt. Uczestnikami byli głównie ludzie dorośli, którzy krytycznie wypowiadali się o asymilacji młodzieży polskiej oraz o braku jej zaangażowania w sprawy Ojczyzny. Osobiście nie chciało mi się wierzyć aby młody Polak przebywający z dala od Polski nie odczuwał tej specyficznej słowiańskiej tęsknoty za Ojczyzną. Pomyślałem sobie, że skoro Wspólnota Polska organizuje spotkania rodzin, to czy nie można by zorganizować także zjazdu młodzieży? Przypomniały mi się słowa, które Jan Paweł II często kierował do młodych: "Wy jesteście solą ziemi, wy jesteście światłością świata" oraz "Wy jesteście przyszłością Kościoła"- parafrazując - "Wy jesteście przyszłością Narodu". Zacząłem się zastanawiać nad tym jak młodego człowieka, niewiele wiedzącego o polskich realiach, zachwycić faktem, że jest Polakiem i przekonać, że to zobowiązuje... Jest chyba na to tylko jeden sposób: zaprosić go do Kraju i pozwolić mu wraz z innymi odkrywać swoją polskość.

Pomysł wydał mi się mało realny, ale zaryzykowałem i podzieliłem się nim z panem Korzeniowskim. O dziwo, zareagował entuzjastycznie, uznał projekt za nowatorski i wyraził chęć poparcia go we Wspólnocie. Nazajutrz powiadomiliśmy o naszych planach panią prezes oddziału Agnieszkę Bogucką.


Budowa zespołu

W październiku 2004 roku rozpoczęły się pierwsze prace nad przygotowaniem Zjazdu. Początkowo do tworzenia programu zaangażowałem tylko trzy osoby; ks. E. Klimińskiego, p. J. Korzeniowskiego oraz ks. J. Limanówkę. Na miejsce zjazdu wybrałem Wadowice, rodzinne miasto Jana Pawła II, poza tym piękne miejsce i dobre jako baza wypadowa do urządzenia kilku ciekawych wycieczek.

Prace nad programem trwały do grudnia, kiedy to został ostatecznie zaakceptowany i wpisany do kalendarza imprez Wspólnoty Polskiej na 2005 rok.

W tym czasie do grona osób, którym pomysł przypadł do gustu dołączyła Salomea Kmieć. A ponieważ trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek spotkanie młodych ludzi bez muzyki, o planowanym zjeździe powiedziałem także moim przyjaciołom, gitarzystom: Marcinowi Olakowi i Karolowi Krawczykowi. Po traumatycznej indoktrynacji nie byli w stanie powiedzieć nic innego jak tylko "Oczywiście że jedziemy Budzy". Na dzien dzisiejszy w prace nad zjazdem włączyli się również urzędnicy różnych szczebli administracji państwowej i organizacji pozarządowych.


Dzień który wszystko zmienił

Sobota 2 kwietnia 2005 godzina 21:37 moment w którym zamarł cały świat...

Każdy z nas zapamięta tą datę i godzinę do końca życia. Kilka dni później zrewidowałem całą moją dotychczasową pracę. Miejsce, które wybrałem na Zjazd stało się najwłaściwszym z możliwych...

Jan Paweł II Wielki, który przez swoje słowa skierowane do młodzieży natchnął mnie myślą zorganizowania tego Zjazdu, utrwalił swój Patronat Duchowy nad tym wydarzeniem.. Każde miejsce w którym się znajdziemy jest z Nim w jakiś sposób związane, będziemy chodzić Jego śladami.